Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na sąd Boży mnie wyzywacie?—zaśmiał się Mistrz—wy... robak jeden.
— Kapłan...—przerwał stary z godnością.
Mistrz Ulryk począł się przypatrywać starcowi, który pod groźbą nabiérał powagi i majestatu.
Nie był to już ów przed chwilą zgięty i pokorny starowina, przed powagą Mistrza schylający głowę: czoło podniósł i oczy wlepił śmiało w Ulryka.
— Ślę cię do więzienia i na męki—odezwał się Mistrz..
— Panem jesteś — rzekł kapłan—czyń.
Stali oba milczący, mierząc się oczyma; przez chwilę Mistrz się zdawał zachwianym.
— Przebaczę wam, jeśli mi powiecie co czyni król, gdzie obóz? gdzie Witold? Idą-li Szlązacy i Czechowie, a Morawianie na pomoc? Ile chorągwi zaciężnych?
Oburzył się stary i poruszył.
— Mistrzu!—zawołał, podnosząc rękę do góry—czyń ze słabym co chcesz... Nie króla Jagiełły i jego chorągwi, nie księcia Witolda z jego Rusinami i Tatary obawiać się masz. Ja ci powiem o innych nieprzyjaciołach daleko niebezpieczniejszych, którzy Zakon zwyciężą i obalą.
Mistrz stanął osłupiały.