Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 033.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odzież. Nie godzi mi się kłamać, gdy wyzywacie, abym mówił.
— A no, milczę.
Czas jakiś potém trwało w istocie milczenie. Przy stole wiła się rozmowa pomiędzy wszystkimi, otyły zakonnik kufle wypróżniał, sapał, a pot ociérał.
— Wojna więc—rzekł ktoś z drugiego końca—a jeśli wybuchnie, znamy Mistrza naszego, nie poprowadzi on jéj miękką ręką i na żarty: walka być musi o życie lub śmierć. Z jednéj strony król rzymski, Węgrowie, my z drugiéj... Kto wié, po jakiéj książę Witold stanie... Jagiełło gardło dać musi, w Krakowie pokój zawrzemy!
— Amen—dołożył drugi.
— Myśmy zawsze grzeszyli tém, żeśmy się za rękaw komuś ciągnąć dali, a nieprzyjaciela szczędzili! Wyprosił papież, król, cesarz, układaliśmy się i cierpieli, a buta tego poganina rosła...
— Za pozwoleniem miłości waszéj—przerwał powolnie stary ksiądz, na którego wszyscy oczy zwrócili. Nie sądzę ja, kto praw a kto winien, bo to nie moja rzecz, ale co do króla Jagiełły, prawda każe powiedziéć, że chrześcianin jest i gorliwy wielce. Nie ma dnia, by choć późno, mszy