Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 030.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szpitalny braciszek pozostał, przysiadłszy na ławie, aby księdza odprowadzić, gdy się posili. Jedli z razu wszyscy w milczeniu, potém się po sobie rozglądać zaczęli. Jeden ze starych rycerzy, który ręką przeciętą w boju nie władnął, przysiadł się późniéj do pielgrzyma, ciekawie mu się przyglądając. Był to człek chudéj, pociągłéj twarzy, z policzkami zapadłemi, oczu wysadzistych, ze skąpym zarostem na brodzie, a że zęby zjadł, szczęki mu zapadały dziwnie, co wyraz nadawało rysom szyderski i niemiły.
Przyglądał się staruszkowi bardzo pilnie, a gdy ryby zjedli i drugie danie przyniesiono, trącił go, wpatrując się, i spytał:
— Gdzieś jam was widział?
— Być może—odparł stary,—dużo po świecie się chadzało, w różnych miejscach bywało; a no, nie pomnę..
— I ja nie—mówił zakonnik, trąc czoło,—a przysiągłbym, że kędyś spotkaliśmy się, i to nie tu na naszéj ziemi, ale na obcéj.
— Bywaliżeście gdzie dawniéj?—zapytał stary spokojnie.
— Wiele po Niemczech, Czechach, Łużycach, Szlązku, Polsce, Litwie i Rusi, ba i nad Renem, u Szwabów i Frankonów.