Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 028.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed sobą krajał sztuki grube, smarował je masłem, i chciwie pożerał. I tak był zajęty tą sprawą, że nie widział, jak na niego ze wszech stron patrzano, bo już był połowie bochna podołał i mógł śmiało cały pochłonąć, sądząc z łapczywości, z jaką się raczył.
Księżyna z nogą chorą, nie mieszając się z gośćmi innymi, sparty na białym kiju, z boku na ławie siadłszy, czekał ażby misy przyniesiono. Braciszek szpitalny stał przy nim, ażeby mu rękę podać. Wtém jeden z rycerzy, słusznéj postaci, chudy, blady, zbliżył się do siedzącego i coś pomówiwszy z braciszkiem, a nie dowiedziawszy się może co chciał, zwrócił się do starca.
— Zkąd Bóg prowadzi?
— Ze Szlązkiéj ziemi.
— Dobra ziemia—odparł rycerz—rodzi ona mężnych szlachciców, których tu dosyć mamy, ino ją polskie plemię zachwaściło... bo tam tego jeszcze dość...
Starzec głowę podniósł.
— Po Bożemu, jedno plemię nie lepsze od drugiego, wszyscyśmy chrześcianie, krwią Zbawiciela odkupieni.
Rycerz ramionami ruszył.