Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 291.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawinięte w pieluszki, dla uczczenia dnia Narodzin Zbawiciela.
Naówczas téż także w téj postaci kołacz na gody stawiano; na każdym stole piekły go wszystkie gospodynie.
Brochocki od okna do okna chodził, wyglądając ponowy, aby nazajutrz jeszcze łowów spróbować, a nużby dzika się udało dostać na święta, ale śniegu jeszcze widać nie było.
Wigilię godów, wszyscy aż do gwiazd surowym obchodzili postem, nic do ust nie biorąc. Byli tacy, co i wody kropli tknąć nie śmieli, póki się na niebie gwiazda nie ukazała.
Mróz tego dnia powiększył się jeszcze, ponowa nie przyszła, tylko szron drzewa brylantami okrył; pan Andrzéj u komina siedział, gdy około południa chłopak mu dał znać, że Niemiec jakiś przybył i do jegomości się prosi.
W sieniach stał zziębły Dienheim, a chuda szkapa jego przywiązana do pala w dziedzińcu ze łbem zwieszonym, z sakwami przy siodle, bokami robiła. Jeden rzut oka starczył na przekonanie się, że nadziei okupu z sobą nie przywiózł, ale stawił się w słowie.
— Otóż o wilku mowa, a wilk z za płota! —