Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 237.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domu Noskowéj, która sądziła, że brat przy niéj pozostanie. Przelękła się więc tego nagłego podróżnego stroju, który dla niéj i dla Ofki znaczył, że kapłan otrząsnąć chciał pył z nóg i zerwać węzły, jakie ich łączyły. W téj chwili było to wyrokiem potępienia.
Ksiądz Jan smutne, ale uroczyste miał oblicze. Wszedł do środka izby, stanął, podparł się na kiju, i rękę wyciągnąwszy ku Noskowéj, rzekł:
— Bądźcie zdrowi, mnie wracać potrzeba: niech Bóg ulituje się nad wami.
— Jakto? chcecie nas opuścić? — zawołała rzucając się ku niemu Noskowa — dlaczego?
— Nie jestem tu potrzebny — odpowiedział wzdychając — pójdę się modlić w kościołku moim.
— Lecz, bracie, dla czego ten pośpiech? — spytała kupcowa.
— Dziś czy jutro, wszystko to jedno; odejść potrzeba: niech Bóg ulituje się nad wami.
— Nie mówisz mi szczerze — przerwała Noskowa — chyba cię co odpycha od domu mojego?
Staruszek zamyślił się.
— Tak jest — rzekł — odpycha mnie to, że trzymacie z ludźmi, z którymi ja trzymać nie mogę. Wyście siostry krzyżackie, a ja, ja proszę