Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 226.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wróciwszy na swe miejsce, Kuno już ani jedzenia, ani napoju nie tykając, dotrwał do końca, ciągle tylko patrząc na Jaśka. Ale na nim wcale żadnych skutków złych znać nie było, owszem stał się jeszcze śmielszym i weselszym i wino dobyło z niego wspomnienia przeszłości.
— O! moje jasne gwiazdy — mówił do kobiet uśmiechając się — i ja to kiedyś byłem taki szczęśliwy, żem miał młodą, hożą i kochaną u boku niewiastę. Pan Bóg mi ją wziął. Zostawiła mi tylko po sobie dwóch chłopaków złotowłosych. Toż to będzie radość, gdy mojego Mikołajka i Jaroszka znowu na kolanach posadzę i będę im prawił, jak my się tu w Prusach bili tęgo i jakie piękne widzieliśmy panie.
Ofka słuchając, nieco pobladła: zamyślona sparła się na łokciu.
— Powiedzcież im — dodała pocichu — jakeście wy chrześcianie, tłukli tych starców, co z krzyżami na piersi szli przeciwko wam... jakieście tu skarby zabrali, i jak pięknie płonęły wioski, przyświecając wam po nocach do puharów i pieśni.
Jaśko spojrzał na nią zdziwiony.
Wtém przestraszona Noskowa poczęła już o czém inném mówić, usiłując to w żart obrócić.