Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 211.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wzdychając do swéj Hanny, codzień kładł w ucho królowi, że im czas do Polski powracać; że Zakon i tak złamany, już się podźwignąć nie może: dość będzie po zamkach zostawić załogi.
Wkrótce po Witoldzie książęta mazowieccy jęli się prosić z ludem na spoczynek. Tak długo byli już w polu!
Król i rycerstwo, jeśli się bez Witolda obejść mogli, tém łatwiéj bez garści ich ludu.
Z murów Malborgskiego zamku widać było odciągające oddziały i coraz zmniejszające się zastępy Jagiełły. Na zamku zaczynało braknąć chleba, a ludowi zaciążnemu cierpliwości; ale Mistrz ciągnął od dnia do dnia, wiedząc przez swych szpiegów, jakie są w obozie usposobienia.
Jagiełło nie był już owym zwycięzkim panem, który nazajutrz po bitwie promieniał radością pobożną: niepokoił się i gniewał. Krzyżackie oddziały na prowincyi jak z pod ziemi wychodząc rosły.
W samém otoczeniu króla, zdania były podzielone: jedni namawiali, ażeby zajętego stanowiska nie opuszczać; drudzy znękani odkładali resztę na następną wyprawę.
Napróżno Jan z Tarnowa i Zyndram Maszkowski dowodzili, że Zakon jest hydrą, któréj