Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z upałów i trudu, a zaniedbanéj rany, bo jéj komu opatrywać nie było, pożegnawszy świat, na wiązce słomy skończył.
Rad był temu znajomemu hrabia i wnet się doń przybliżył.
Zdało mu się téż, iż teraz obowiązku dopełni, a nikomu krzywdy nie uczyni, gdy oznajmi wujowi o losie siostrzenicy. Nie chciał i nie potrzebował się przyznawać, iż ją przeprowadzał z Morąga, ale pobytu w Toruniu taić nie miał potrzeby.
— Gdzieżeście bywali? — pytał ksiądz.
— Włóczyłem się różnie — odparł Kuno — dobrą wolą i przypadkiem dobiłem się aż do Torunia, zkąd wam może nie złą wieść przynoszę.
— Że go nasi zajęli, toć wiem — odparł ks. Jan.
— Wiedzą to wszyscy, ale, że panna Ofka już tam jest bezpieczną we własnym domu, po tylu przygodach, tegoście pewno ani wiedzieli, ani się domyślali.
— Bogu Najwyższemu niech będą dzięki! — odezwał się ks. Jan — to istotnie nowina niespodziana i przyjemna, za którą dziękuję wam. Ale jakże się tam dostała?
— Jak się dostała? — Wiecie — mówił Dien-