Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

by go Brochocki nie wziął zaraz na spowiedź, któréj się obawiał i unikał, bo i kłamać nie lubił i prawdy powiedzieć sobie nie życzył. Chciał się namyśléć, co ma uczynić z sobą i z Ofką. Widok jéj całą dawną miłość jego, trochę ostygłą, rozżarzył na nowo; gotów był dla niéj na wszystko, a ważąc to, na co oszalałe dziewczę rzucić się chciało, obawiał się o nią. Myślał téż, że oddając ją matce, łaski jéj sobie zaskarbi. Z drugiéj znowu strony wiedział, że Ofka, która z niego jak z innych dworowała i szydziła, gotowa jest doń powziąć nienawiść, któréjby już ani matka, ani w świecie nikt przemódz nie zdołał.
Siadłszy tak w oknie dumał aż do wieczora, a że p. Andrzéj miał wiele do czynienia na zamku, rozpatrując się w swéj zdobyczy, bo mu król darował wszystko, nic nie przeszkadzało samotnemu rozmyślaniu.
Dopiéro późnym wieczorem wszedł do izby Abel, niosąc mu coś do jedzenia na misie. Milcząc postawił na stole i nie zaraz się oddalił. Sprzątał po izbie, choć nie było co porządkować. Przypomniał sobie Kuno Dienheim, że mu się z Ablem porozumieć radzono.
— Byłem w miasteczku — rzekł.
— Hę? — roześmiał się, patrząc nań bystro sta-