Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 065.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

złamanemi rękami jak do modlitwy pośpieszył ku niemu.
— Bracie — zawołał — prawdąż to jest co nam przynoszą wieści... prawdąż to jest?
— Wszystko jest prawdą co złe, a złe przechodzi, co ludzki język powiedzieć może. Z potęgi Zakonu została garść niedobitków... my, kilku... Tryumfują, że Zakon w Prusiech zabili: jutro mogą być pod bramami! Ale Zakon żyje i żyć będzie, póki choć jeden z nas dech w piersi zatrzyma. Zakon żyje... do ostatniéj kropli krwi bronić się będziemy.
To mówiąc, obejrzał się na drzwi, któremi wchodzili przybyli z nim od granic zakonnicy.
Garść była szczupła, a nie wszyscy ożywieni tym duchem, co hr. Plauen.
Refektarz zapełniał się tłumem, płacząc cisnęło się co żyło.
— Kto płakać chce, do kościoła! — zawołał hrabia — módlcie się i płaczcie. Kto ratować pragnie, za mną na radę. Zamknąć bramy, postawić straże, obcych oddalić. Za mną, bracia!
Z powagą ruszył się Plauen, ciągnąc za sobą co pozostało braci, do sali radnéj, przy mieszkaniu W. Mistrza.