Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obejrzał, westchnął, chciał porwać i upadł z jękiem znużony.
Wszyscy z trwogą jakąś i przeczuciem nań patrzyli, nikt się o nic nie śmiał zapytać. Domyślili się, że od wojska przybywał. Wreszcie się zerwał i zawołał:
— Kto starszym został na zamku? kto dowódzcą?
— A kimże tu kto ma dowodzić! — zapytał stary żołnierz — przecie ludzi niéma, bo wszyscy wyszli.
Wskazał ręką.
Przybyły ręce załamał.
— Zkąd jedziecie? — zapytał strażnik.
— Zkąd? nie wiem! zkąd? ztamtąd gdzie pole trupami usłane, gdzie krew się leje potokiem, gdzie chorągwie krzyżackie leżą stosami, gdzie nieprzyjaciel się weseli, gdzie ostatnia dla nas wybiła godzina!
Krzyknęli wszyscy.
— Szalony! zmysły postradał.
Chłopiec jakby sam do siebie mówił ciągle:
— Cały dzień trwała walka zacięta, zabójcza, okropna; jak pioruny biły młoty o zbroje, jak lwy bili się zakonni, jak stado wilków głodnych wpadli wrogowie, i jak burzą zmietli wszystkich. Niéma