Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 031.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mikołaj podkanclerzy szedł wedle rozkazu królewskiego do taboru, gdy pisarze, których za sobą prowadził, poczęli go wstrzymywać prośbami:
— Czyż nie dozwolicie nam popatrzéć! wszakci starcia takiego, sił takich, walki, drugi raz oko ludzkie nie rychło zobaczy. Stańmy tu!
Stanął więc podkanclerzy i dał się zatrzymać nieco na uboczu młodzieży i duchownym, w istocie bowiem, w owym wieku dwukroć stotysięczny zastęp, walczący z sobą, mający rozstrzygać o losach mnogich ziem i krajów, drugi raz nigdzie nie wystąpił, ani z obu stron żadne może rycerstwo takim duchem bojowym zagrzane nie było.
Gdy na całéj długiéj linii bojowéj ruszył się lud z obu stron na koniach ciężkich, w zbrojach cały, zdawało się, że ziemia drży pod nim. Tumany kurzawy podniosły się z pod kopyt, lecz silny wicher rzucił je na Krzyżaków. Chrzęst zbroi, okrzyki, tysiące głosów nucących bojową „Bogarodzicę,” wystrzały z dział z obu stron, zlały się w straszliwy jakiś grzmot zniszczenia.
A gdy na całéj linii téj w dolinie tysiące kopij rozpiło się o tysiące zbroi i młoty żelazne uderzyły po hełmach, huk i łoskot rozszedł się na kilka mil wkoło. Z trwogą usłyszeli go mieszkańcy po lasach i siołach. Były to dwie