Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 208.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wojewodowie, kasztelanowie, jechali strojni od szkarłatów i złota.
W rynku, co najprzedniejsi z ziemian, ogromnem kołem stali. Ziemia każda z osobna pod chorągwiami, rody i zawołania pod znakami własnemi. Ci, którzy tarcze mieli, nieśli na nich malowane godła, innym świeciły na piersiach w sukniach szyte... Pośledniejszy lud gromadził się za pierwszemi szeregi, do których najmożniejszych i najpoważniejszych dobrano...
Gdy zdala ukazał się przybywający Władysław, szmer poszedł naprzód głuchy po tłumach, potem wołanie się ozwało, kołpaki i ręce podniosły do góry.
— Jedzie! jedzie!
Zwolna zbliżał się Łoktek z twarzą wypogodzoną, witając stojących po stronach ręką i głową, uśmiechając znanym.
W pośrodku koła miejsce dlań zgotowane było i garstka duchowieństwa czekała.
Niektórzy natychmiast okrzykiwać już chcieli, lecz starszyzna milczenie nakazała.
Szli naprzeciw księciu najdostojniejsi z głowy odkrytemi, do których i Wójt Albert ze ściśniętem sercem przyłączyć się musiał.
Mały Książe stanął w pośrodku na mieczu się oparłszy — i czekał. W imieniu ziem swych, Wierzbięta, Wojtek ze Zmigrodu, Żegota i Prandota Sandomirscy, Toporczyk jeden, Leliwa, Ka-