Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzekł.. Wyposażenie od niego mieć będę — a was wezmę choćby bez wiana i grosza...
Miłowałem was dziewką, miłuję wdową — a — przysięgajcie sobie jak chcecie — moją musicie być!
Greta rzuciła się jak szalona.
— Dla mnie musu nie ma i nigdy nie będzie! — krzyknęła. — Wy mnie sobie miłujcie, ale mi z oczów idźcie, bo mi się już was słuchać i patrzeć na was znudziło.. Ja was nie chcę...
— Nawet gdyby książe był mi swatem?
Greta rozśmiała się szydersko.
— A co mi wasz książe? Przykazać nic nie może, ojcem mi nie jest.., a jak się rodzonemu opierała!
Marcik niespodziewający się takiej odprawy — zaniemiał.
— Greto! Greto! — odezwał się smutnie — serca i litości nie macie! Taka nagroda za wierne służby moje!
Niemka pogardliwie odparła.
— Kurcwurst też służy mi wiernie i dawno, — przecie za niego iść nie myślę.
— A jam nie wart więcej nad niego?
— Kto to wie! — zaśmiała się wdowa.
Marcik przybity nieco, wprędce otrząsł się z rozpaczy wielkiej i zawołał.
— Dziś na was coś napadło! Giez jakiś pokąsał; w lepszą godzinę będziecie łaskawszą.