Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja takiej opieki nie potrzebuję!
Marcik stał prawie zrozumieć nie mogąc.
— No — rzekł — toście mi dopiero wdzięczni za to, żem was ratował, i jak przy księżnie jakiej straże rozstawiał!
Greta spojrzała nań groźno.
— Wy, bo sobie nie wiedzieć jakie prawa do opieki nademną rościcie! — wybuchnęła.
Suła posmutniał, ręce założył na piersi i począł się jej przypatrywać. — Chodziła po izbie mocno wzruszona.
— Otóż mam przyjęcie! — zamruczał — gdym sie cale innego spodziewał.
— Wy wiecie — mówiła stając na przeciwko niego i mierząc go oczyma — wiecie, że ja niewoli nie znoszę żadnej. Nieboszczykowi mężowi nie dałam się spętać, ani opiekunowi — nie dam też i wam.
— A komuż?
— Nikomu, nigdy! — odparła dumnie niewiasta. — Jeśli z dobrej woli oddam się komu.. pewnie — nie wam!
— Dla czegóż nie mnie? — oburzył się Marcik. Ja was nie chcę mieć niewolnicą, tylko żoną. — Nie jestem lada podły chłop — ziemianin, rycerz, powinowaty panów na Tęczynie — toć przecie mieszczkim wart? Prawda, że bogactw nie mam, ale ziemi kawał od pana dostanę — bo mi to przy-