Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jednego pochwyconego w łaźni, w której się ukrywał, przyprowadzono do badania, lecz ten wylękły, zaprzysiągł się, że o niczem nie wiedział.
Łoktek opatrzywszy wały z dala, straże porozstawiać kazał do koła — a do otaczających ze śmiechem się odezwał, że już raz z zajętego Krakowa zmuszonym był w habicie uciekać i drugi raz podobnego losu doznać nie chce. Wojewoda Wojtek ze Żmigroda zapewnił księcia, iż ludzie czujni będą przy zamku noc całą, a załoga z pewnością o wycieczce nie pomyśli.
Ubezpieczywszy się Łoktek, wesoło nazad do wojtowego domu powrócił, gdzie czekała nań zastawiona wieczerza i ludzi dosyć, gdyż ziemianie ciągle jeszcze napływali, a każdy pragnął się nowemu panu pokłonić.
Marcik, który z księciem zamek objeżdżał, ukazując mu jego słabizny, bo te czasu pobytu w mieście poznać się starał — odwiózłszy pana do dworu wojtowego, sam teraz o sobie chciał pomyśleć. Cały dzień czynny u wrót różnych, z mieszczany, po gospodach, przybyłych rozprowadzając, chciał zajrzeć do Grety, u której wrót straż postawił, aby mu się tam nikt nie wdarł obcy.
Choć noc była pewnym był, że ją znajdzie czuwającą, bo w całem mieście nikt nie spał, ani o śnie mógł pomyśleć. Żołnierze lękali się Czechów, Czechy zdrady, mieszczanie ludzi Łoktkowych, — trwoga nikomu nie dała zawrzeć oczów.