Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widywał, że książe mały żelazną dłoń mieć będzie. Ale potrzeba się było poddać konieczności.
Kłaniał się nizko — musiał!
Natychmiast w domu swoim zajął się przyjęciem, chcąc okazać, że miał czem pana ugościć.
O śnie nikt tu nie myślał. Słano co chwila i odbierano wiadomości od zamku, których książe najpilniej żądał.
Chociaż noc była ciemna, a księżyc nie wszedł jeszcze, Łoktek nie wytrzymał i konia sobie kazał dać, aby w kilkanaście towarzystwa pod Wawel podjechać.
Co się we środku zamku działo, trudno było odgadnąć, ale po wałach straże chodziły gęste, wrota i furty były pozamykanie i poobsadzane — czujność widać było wielką. Że Czechy wiedziały już o zajęciu miasta przez Łoktka, o tem nie można było wątpić. Co tam postanowili względem obrony, miały dni następne okazać.
Wzywać do poddania się załogę nie chciał książe wprzódy, ażby go uroczyście pod Wawelem panem okrzyknięto. Z Poznania wiadomości jeszcze nie było czy się uda Wincentemu z Szamotuł i ziemianom przez niego zyskanym, Władysława obwołać...
Cisza na Wawelu, niezrozumiała, zagadkowa panowała. Czesi, którzy nawykli byli tłumami schodzić do miasta i gościć w niem do nocy, wszyscy zbiegli na Wawel i zamknęli się na nim.