Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 172.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmniejszyło, ciżba przerzedziła, Marcik wprost skierował się do domu Grety przy Rzeźniczej ulicy, gdy po drodze od ratusza wracającego spotkał Pawła z Brzegu, który szedł w tę samą stronę.
— Cóżeście to Czecha tak zapragnęli ugłaskać i wielką z nim przyjaźń zawarli? — zapytał Rzeźnik.
— Dobry chłop jest — odparł Suła. — Nagadaliśmy się z nim do syta, naśmiali i na zamek go odprowadziłem...
— Byłeś na zamku? — rzekł stając Paweł.
— A juści! byłem — zaśmiał się Marcik.
— I cóżeście tam widzieli?
— Wszystko okrom zamku, bo tam żadnego niema od czasu ostatniego pożaru. Bronić też gródka będzie trudno — począł swobodnie Marcik, tak jakby się mimowoli wygadywał.
Czechów garść mała, wały szeroko rozpostarte na inną osadę patrzą. Oni też dobrze rozumieją. — Jeżeli im posiłki nie nadejdą, oddadzą Wawel bez oporu.. na pierwsze wezwanie.
— Myślicie? — spytał zadumany Paweł.
— Ale to rzecz najpewniejsza — potwierdził Marcik. — Nowy wielkorządca nie tak twardy jak Boskowicz, szaleć nie będzie. Wy sobie z miastem poczniecie jak chcecie — to wasza rzecz, a że oni za was szyi nadstawiać nie będą — byle im wolne wyjście z bronią i sakwami dozwolono — to rzecz pewna!!