Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marcik. — Jam też dawniej sługiwał wojskowo. Choć mi za złe mieć możecie, że ja się około Grety kręcę, pono tam z nas jeden drugiemu nie wiele zaszkodzi. Niewiasta jest co się równie uprzejmie do wszystkich uśmiecha, ale ich lekceważy.
Posłyszawszy o Grecie, Mikosz poweselał — poczciwa jego szeroka, rumiana twarz, wypogodziła się.
— Ano.. tak ci jest! — rzekł. — Ale człowiek choć wie, że tam nic nie zyszcze, na ten lep się brać daje.
— Prawda — przerwał rozochacając się Marcik. Tej czarownicy nikt się oprzeć nie umie.
— Wiedźma straszna jest — śmiał się Czech wzdychając razem — Jabym się z nią żenił chętnie, ale niemcy jej nikomu obcemu nie dadzą, aby jej bogactwa z rąk im się nie wyśliznęły.
— Nie bardzoby ona komu powodować się dała — odezwał się Marcik — gdyby w niej serce się odezwało.. ale, niewiasta jak lód albo kamień.
— Macie słuszność — potwierdził Mikosz poufaląc się coraz, bo mu rozmowa o pięknej wdowie bardzo miłą była. — No! ktoby to powiedział! Uprzejma jest, śmiejąc się, patrzy, drugim serce wyrywa z piersi — i jak kot igra z niem. Przyjdzie też na nią kiedyś godzina...
— Ja ją dawniej od was znam — mówił Marcik, widocznie się Czechowi przypochlebiając