Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lada co, bo ludzie byli rozpuszczeni wojną, którym wszystko wolno było; a czuli się potrzebni.
Pomimo to wesoło było wśród tego tłumu, teraz używającego spoczynku i wczasu. Gędźbiarze, grajki, przekupnie, włóczęgi płci obojej, żebracy, szynkarze siedzieli i snuli się pośród namiotów z szarego płótna, z wojłoków, wśród szałasów i szatr ukleconych z gałęzi, bud plecionych z chrustu, dołów pokrytych drzewem i darniną, ognisk otoczonych kamieniami, wozów i koni powiązanych do kołów...
Gdzieniegdzie górą nad daszkami namiotów, stał pochylony drąg z chorągwią, z płachtą, ze znakiem jakimś, pod który gromadzili się ci, co do jednej kupy należeli.
A nie łacno było wśród tego natłoku, własnego często wyszukać legowiska. Krzyżowały się i wiły ścieżyny na wsze strony, plącząc z sobą, tak, że nie jeden się po nich krocząc obłąkał. Hukano też, nawoływano, trąbiono jak w lesie.
Niektóre oddziały dla zwoływania się deski sobie wiszące na kołach postawiały, w które kijmi bębniono, gdy ludzi trzeba było gromadzić.
Śpiewy, brzękania, kłótnie, śmiechy i narzekania razem zmięszane stanowiły ów chór obozowy, do którego rżenie koni, szczekanie i wycie psów, i jęki pobitych się łączyły. Bójki były tu rzeczą tak powszednią, a zabójstwa tak częstemi, że gdy trupa niesiono grześć, mało się kto od