Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzie, uzbrojenie, twarze, rynsztunki zdradzały najosobliwszą mięszaninę, najrozmaitszego pochodzenia tej siły wojskowej. Oddział Amadajowy, którego tu cząstka stała tylko, składał się z samych Węgrów i najemnych dzikich Kumanów. Lud to był jako zaciążny, najniespokojniejszy, a że go płaca nie dochodziła, plądrujący niemiłosiernie wsie, dwory, plebanje i klasztory. Ani języka ich zrozumieć, ani ich grozą było można powstrzymać. Nie lękali się nikogo, zuchwali byli, a że książe pierwsze im winien był zwycięztwa, nosili się dumnie. Ogromni ludzie, ogorzali, czarno zarośli, głośno krzyczący, rwący się o ladaco do miecza — chcieli tu panami być, choć już garść tylko się znajdowała, bo resztę na biskupie dobra wysłał Łoktek do Biecza, powoli tych sprzymierzeńców niewygodnych, codzień o żołd mu suszących głowę, starając się pozbywać.
Kumani z Węgrami nie sami tu dziwnie wyglądali i dziko. Reszta pułków także nie lepszą była.
Od granicy Kujaw lud różny w twarzach też jakby jakieś obce plemię zdradzał. Rycerstwa prawdziwego, ze starych ziemian złożonego a przednio zbrojnego, mało było i to tylko przy osobie księcia — inne oddziały połatane były ludźmi prostemi, gminem po woli czy poniewoli do służby zaciągniętym.
Byli i tacy co szli opierając się, kijmi pędzeni, a teraz w wojaczce zasmakowali, zobaczyw-