Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 119.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go na wpół, niemającego tu ani rodu ani związków. Ten aby się utrzymać na stolicy, pokornie wszystkim stawić się musiał, jednać sobie świeckich i duchownych. Dawni biskupi, Iwo, Prandota, Paweł, poprzednicy ich, rośli z ziemian tutejszych, ten był obcym. Sam na wpół niemiec, miał tylko zwolenników w mieście, na zamku starał się ich pozyskać. Kraju znał mało.
Mąż był uczony, spokojny, milczący, w sobie zamknięty, nieco lękliwy, oglądający na wsze strony, ostrożny a mimo to czujący słabość swoją. Widział, że się chwiał, że mu tu nieswojo było. Człek był podówczas lat średnich, siwiejący już zawcześnie, oblicza zadumanego, oczów bladych, cery żółtej, chudy i zgięty. Losy dlań przeznaczone zdały się przeczuciem piętnować na jego twarzy, trwożliwej i tajemniczą okrytej zasłoną.
O szarej godzinie Biskup Muskata był właśnie tylko co mszę w kaplicy domowej odprawił, powracał przygarbiony do sypialni, w której około ksiąg najlepiej zabawiać się lubił, gdy kapelan jego Stanko, całując w rękę cicho mu szepnął, że Wójt Albert z mieszczanami czekał nań i o posłuchanie się dopraszał.
Po twarzy biskupa przemknął się wyraz trwogi, krokiem spieszniejszym posunął się naprzód do sypialni, później zawrócił żywo do izby, w której zwykł był gości przyjmować.