Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobry wieczór pięknej Grecie! A co? Przynosisz mi tam co nowego? Mów!
— Właśnie ja przyszłam do was z tem samem pytaniem — odpowiedziała śmiejąc się wdowa. — Zkądże ja mam wiedzieć co nowego?
— Łatwiej niż ja! — odparł Paweł. U ciebie przez cały dziań pełno ludzi ze wszystkich stron świata, a każdy ci się ze śmiertelnego grzechu wyspowiada, gdy ty mu wyszczerzysz ząbki.
Anchen w kącie rzuciła się niecierpliwie i splunęła spozierając na swego pana.
Greta śmiała się z obojętnością prawie dziecinną.
— Dobyłażeś co z Czechów — zapytał głos zniżając Paweł. — U nich, słyszę, niepokój na zamku? Co to jest? Domyślają się ludzie czegoś niedobrego?
Prawa ręka wielkorządcy Fryca, Mikosz, jest w twej mocy, czy się przed tobą z czem nie wygadał?
Greta usta składała żartobliwie, dumnie, patrząc ciągle na Pawła.
— No? jak się wam zda? — szepnęła.
— Jam prosty człek — zawołał stryj, ramionami ruszając — niczego się domyślać nie umiem, ale inni coś przewidują! Albert...
— O! wasz Albert — odparła Greta — gdyby tyle serca miał co rozumu?
Obejrzała się po izbie, i pochyliwszy do ucha