Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak, pewnie, Ślązak każdy byłby od niego lepszym — ale ci się ważyć nie zechcą a Władysław ziemian już sobie zjednał.
— Poszli więcej ze strachu niż z miłości dlań, szepnął Albert... Jego jedno chyba rycerstwo miłuje, a u niego żołnierz pierwszy. Księża się go boją. Biskup nasz bardzo się nań krzywi. Ten tak myśli jako my i z nami trzymać będzie.
— Tak, — powtórzył Paweł — Ślązak by lepszy był — ale Władysław męztwem i rzutnością ubieży innych. Co robić!!
— Dobrze ważyć trzeba jak postąpić — rzekł Albert. — Poddamy się gdy będziemy zmuszeni, radzi nie radzi... Miasto ocalić potrzeba.
Chwila długiego milczenia nastąpiła, czasu której Paweł z nogi na nogę przystępywał, a Albert chodził i w ogień patrzał...
— Umowy nie było żadnej?
— Na tem skończyliśmy — rzekł Paweł z Brzega, iż pierwsi nie chcemy być, ale i ostatni nie będziemy.
— Dobrze! powtórzyliście im słowa moje — przerwał Wójt. — Wkrótce rozwiązać się muszą wątpliwości, szala się przechyli.
I znowu po przestanku i dumaniu, począł.
— Na zamku złe jakieś wieści mieć muszą — ale tają się z niemi. Czytam im to z twarzy, kłamią przedemną.
Głosili wprzódy, że młody Wacław idzie już