Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się wystawiać na zdobycie i rabunek. Łoktkowych ludzi znamy!
— Ale Czesi na zamku jeszcze — mówił Paweł głową kręcąc. — Chcąc się od szturmu Władysława ratować, moglibyśmy na łupiezką wycieczkę Czechów się wystawić, To też powiedzieliśmy mu...
— Któż był? — spytał Albert.
— Sędzia Smił...
Wójt skrzywił się nieznacznie.
— Obiecuje on wprawdzie uroczyście, że wszystkie prawa nasze potwierdzone zostaną — mówił Paweł — lecz nie ochotnie, jakby z musu... A patrzy koso...
Wójt przeszedł się po izbie parę razy.
— Wacław i czesi ciążeć nam zaczynają — rzekł powoli. — Z tego, co na zamku słychać co z kraju wieje — być może, iż oni się tu nie utrzymają. Wacław ma zanadto wiele spraw na młodej głowie. Ziemian sobie naraził. Łoktek szalony jest i śmiały — może wziąść górę!
Ha! nie cieszyć się nam z tego, ale z musu znieść trzeba... Wolelibyśmy książąt Ślązkich widzieć na Krakowie, niż tego małego włóczęgę, który w swe żelazo wierzy, nie poszanuje nic...
Z nim, z czasem gorzej nam być może niż z Czechem. Nie ma pieniędzy, wiecznie ich potrzebuje, nienasycony, a obcych i niemców nie cierpi.