Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czechy coraz groźniejsi, swarliwsi, ledwie się już na zamku trzymać mieli, a w mieście niemcy głowy tracili nie wiedząc, komu się oddać i z kim trzymać.
Zbita na wpół już pokonana milczała, odpowiadając tylko mężowi, gdy chciał nad nią przewodzić.
— A Marcika przecie niema?
Był znowu prawie taki sam wieczór jesienny, jak owego pamiętnego dnia, którego wspomnienie jeszcze Zbicie łzy wyciskało.
Wiatr tylko jesienny szumiący na lasach daleko, tak silnym nie był i tak dzikiemi nie odzywał się głosami. Na ognisku płonęły drewka suche i garnki stały do koła — Marucha siedziała z kądzielą. Zbita z założonemi rękami. Chaber strugał coś roztargniony, Kruczek zwinięty w kłębek przy ognisku spoczywał po trudach dnia, przez sen wzdychając.
Zbyszek, który się teraz niedorzecznym oddawał marzeniom, i często siadywał całemi dniami, snując z nich jakieś pasma złote — — patrzał w ogień, dumał, uśmiechał się sam do siebie.
Patrząc nań Zbita, ramionami poruszała litując się temu, co za nierozum brała.
Nadchodził już czas wieczerzy, gdy Kruczek, który przez cały wieczór nie drgnął, zerwał się nagle i uszy do góry postawiwszy — nie szczekając i nie burcząc, podbiegł do drzwi samych.