Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stary, byle się ruszył a huknął, głowy się zawracają. Nowe sitka lubicie.
— Zkądby się ten miał wziąć! — rzekł Suła z udaną obojętnością.
Podał Czechowi kubek drugi, który on wypił ochoczo i stał się jeszcze otwartszym.
— Wczorajszego dnia — począł pochylając się ku niemu — przybył na zamek do pana Ulrycha ziemianin Poręba, co ma nie opodal dwór w górach. Ten oznajmił, że u niego był i nocował z kilku ludźmi, mały panek Łoktek. Zamiast go tam zaraz pochwycić i na zamek odstawić — za coby nagrodę dobrą wziął — puścił go wolno nakarmiwszy i napoiwszy, a potem się dopiero namyślił i ze strachu dał o nim znać Ulrychowi.
Począł go Boskowicz łajać, dla czego nie wziął wywołanego w niewolę, kiedy go w ręku miał, tłumaczył się, iż starego prawa gościnności łamać mu się nie godziło. Naklął go i nałajał nasz dobrze, i zaraz po drogach rozesłał, aby Łokcia tropiono.
Suła słuchał z uwagą wielką i głową pokręcał.
— E! — rzekł udając niedowiarka. — Ten Poręba przylizać się chciał i lada co wam naplótł. Wy się darmo po okolicy tułać będziecie. Tu go niema. Zkąd by się wziął? po tylu latach? i to jeszcze pod bokiem waszym? pod Krakowem? Naprzód by o nim na Kujawach słychać było.
— I ja tak myślę — rzekł Czech wstając