Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i korony rozdaje. A jak on się upomni? jak zaklnie?
Marcik głową kręcił.
— To co? — rzekł. — Wszystko babskie gadanie, aby ludzie mieli co językami mleć. Czechów ktoś chciał nastraszyć — bajkę im puścił, a na nich czapka gore, popłoszyli się. Zkąd by on po czterech leciech wziął się tu znowu? kiedy już wracać nie ma do czego! Kujawy, nie Kujawy zabrali mu wszystko, piędzi ziemi nie ma. Prawią ci, co dobrze wiedzą, że księżnę żonę jego mieszczanin do domu przez miłosierdzie wziął i żywi ją, przytułek jej daje. Nie czekał by on tyle lat, gdyby o czem myślał.
Czechy tym czasem gospodarują...
Na granicy od Węgier w Kamienicy nad Dunajem twierdzę słyszę budują, że aż strach!
— W Kamienicy? nad Dunajem? — spytał stary. — Toć ona biskupia była?
— Biskupowi dali za nią Biecz — rzekł Marcik. — Tam gród chcą mocny i wielkie miasto zakładać. Cóż wasz Łoktek z rękami gołemi zrobi przeciw nim??
Zbyszek nie dał się pożyć, zwiesił trochę głowę i mruknął uparcie.
— Gadaj, gdzie go widzieli? kto o nim mówi?
Marcik uśmiechając się miłosiernie, w głowę się poskrobał.
— Jam ci to myślał sobie, rzekł — jak się tatulo