Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 020.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go siedzenie na koniu zmęczyło — plotą ludzie, że się kędyś znowu Łoktek pokazał!
To rzekłszy śmiać się począł, a Zbyszek choć stary, choć w nogach nie mocen, porwał się piorunem i przyskoczył do syna.
— Łoktek! mój pan! — zawołał radośnie. — Widzisz! a tom ci ja mówił zawsze, przysięgałem się, że pan ten zginąć nie mógł, że on się zabić nie dał, że wypłynie jeszcze i panować musi!!
— Ho! ho! — śmiał się syn siadając na ławie i nogi ku ogniowi wyciągając. — Ojczulu! ojczulu! już mu tu nie bywać! Z czeskich mocnych rąk już my się nie wydobędziemy!
Wacław się królem koronował, ma za sobą pół świata, potęgę ogromną. Cesarze i króle z nim, a ten twój biedota książe, Łoktek goły, co nigdy denara przy duszy nie miał, gdyby ci wypłynął gdzie — co on zrobi przeciw takiemu mocarzow, jak król czeski?
Stary zasmucił się mocno. Nie mógł synowi prawdy nie przyznać, a serce inaczej pragnęło i czuło.
Przeciw wszzstkiemu miał jakąś nadzieję.
— E! e! — rzekł cicho — niechaj no się on tylko pokaże! Zobaczysz Marcik da on sobie rady i z tym mocarzem! Ty go nie znasz! Ja u niego służyłem, ja na niego patrzałem! Mały człeczek, niema spojrzeć na co — a jak bije! jaką ma siłę! i jaką moc daje swoim, gdyby czary miał.