Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 211.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przychodzisz po zapłatę — odezwała się do niego Greta, za to żeś Pawłowi i jeszcze kilku głowę na karku zostawił?
— Choćby i tak było — rzekł Suła spokojnie. Nastawiałem ja swoję dla was, a za długie służby wierne coś mi się należy. Nie chciałem zapłaty innej tylko was... bom sobie dawno rzekł — moją musicie być!
Wdowa wlepiła w niego wzrok i długo, długo tak siedziała, patrząc na Marcika...
— Pilno ci — rzekła — biedę sobie kupić?
— Komu co przeznaczone — odparł spokojnie — moja dola, sprawa moja!
Siadł na ławie, jakby już u siebie w domu, hełm zdjął i złożył na stole.
— A Kurcwurst? — zapytał.
Greta wskazała w dal ku Pannie Maryi.
— Na mogiłkach — odparła. — Zachorzał ze strachu a umarł z żałości po mnie.
— Dobrze zrobił — z szyderstwem jakiemś odezwał się Marcik — opróżnił miejsce dla mnie! w samą porę...
Wdowa się uśmiechnęła. Bąkając do siebie po słówku, Pawła się doczekali. Ten wszedł zbladły i dobrze przychudzony, i na dany przez Marcika znak odezwał się do synowicy.
— No — Gretchen — chcesz nie chcesz, musisz mu rękę dać! Słowo za siebie i za ciebie dałem, musiemy strzymać. — Oni tu teraz wszechmocni...