Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 206.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kilka ognisk rozłożonych oświecało obozowisko to — któremu ziemianie dodawali świetności, bo się wybrali okazale z domów, cześć panu czyniąc.
W prawdziwie królewskim też orszaku jechał Łokietek nienawykły do niego, a bogate rycerstwo daleko świetniej, niż on sam się stawiło. — Wśród postrojonych ziemian swoich on jeden miał starą, zczerniałą, wierną swą zbroję, noszącą na sobie ślady włóczni i mieczów, które się o nią rozbiły i ów płaszcz stary, na którym krew nieprzyjaciół poprzysychała.
Powracał znowu do gniazda — zwyciężca, ale bez bitwy, smutny, jakby nie był pewnym, czy los go raz jeszcze nie wygna.
Ziemianie patrzali nań zdala z poszanowaniem i obawą.
Straszny był a groźny. — Ciążyły na nim niepowodzenia lat wielu, walki od życia początku, gorycze wygnania, upokorzenia niedostatku. Czoło się fałdowało troskami przeszłemi i przeczuciami przyszłości. Już pół wieku miał za sobą wspomnień czarnych...
Zawołany Marcik stał przed nim. Książe dawszy mu chwilę czekać, rozpytywać jął o zamek, o obronę jego, o księżnę jak te dnie trwogi przebyła. Suła opowiadał, że Slązacy prawie się o zdobywanie go nie kusili, że głodu wielkiego