Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 192.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krzyk powstał i wołanie na gwałt, — aż jeden duszony o skarbcu miejskim powiedział gdzie jest...
W drugiej izbie skrzynia była żelazna, kowana, wielka, do ściany sztabami w mur wpuszczonemi przytwierdzona.
Kluczów od niej nie miał nikt, a było ich trzy różnych.
Fuld natychmiast kazał odbijać zamki. Toporów kilka jakby naumyślnie tam porzuconych stało przy ścianie, porwali je Ślązacy.
Mieszczanie z obojętną jakąś rezygnacyą patrzali na to łupiestwo — nikt nie bronił.
Ze skrzynią, która niemal cała była jak zbroją żelazem opancerzona, trudniej szło niż się zdało zrazu. Topory żelaza nie brały, a drzewa na wierzchu tak jak nic widać nie było.
Chciwe żołdactwo rzuciło się do skarbca z taką siłą, że w końcu zamki prysnęły, wieko pękło, poczęli miotać zeń drzazgi — i dostali się do wnętrza.
Wewnątrz była skrzynia na dwoje podzielona. W jednej części leżały pargaminy z pieczęciami przywiesistemi, w drugiej na dnie tułało się trochę pragskich groszy szerokich.
Ślązacy ze złością poczęli pargaminy miotać i szarpać, mieczami je ciąć, na podłogę ciskać, nogami deptać. Drudzy rzucili się do srebra i gar-