Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 181.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie łakomy jestem cudzego, ale nie godziło mi się odrzucać, co samo się oddawało. Przecież ziemiaństwo krakowskie nie jeden raz panów sobie wybierało i zmieniało.
— Ale niemcy mieszczanie nam ich nie narzucali! — odezwał się Żegota. — Oni tu przybysze, my ojczyce.
— Proszono mnie, kłaniano się, domagano — odezwał się Opolczyk. — Ściągnąłem wojsko, niemało miałem utraty — a teraz chcecie, abym ustąpił sromotnie?
— Miłościwy książę! — mówił Trepka — ustąpić nie będzie sromotą, ale czynem szlachetnym i poczciwym. W. Miłość ludzie niegodziwi uwiedli i w tę matnię wprowadzili... Wina i srom pada na zdrajców, W. Miłości zostaje cześć i sława, żeś sprawiedliwym być umiał!
Wyrazy te pochlebiły księciu, skłonił głowę dziękując za nie.
— Nie jestem żądny ani ziemi, ni panowania — dodał — ale sławy swej strzedz muszę i będę, a uszczerbić jej nie dam.
— Nie poniesie ona szwanku żadnego — odezwał się stary Toporczyk — owszem, nowym się okryje blaskiem.
— Wojna jest sprawą nieobrachowaną i niepewną — dorzucił Jaksa Ratuld — komu Bóg w niej poszczęści, nie wiadomo. Ziemian nas wszystkich ile jest Krakowian, Sandomierzan,