Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 171.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O tem wy pewnie już wiecie, — zamruczał książe, że ziemianie, wojewodowie, kasztelanowie, urzędnicy i starszyzna ziem tych, jutro mają przybyć do nas — ale nie poddając się! nie!
— Ja o tem nie wiem, — jęknął Wójt. — Daj Boże, aby przybyli, W. Miłość słowy dobremi może ich sobie pozyskać.
— Ja! — krzyknął książe — ale ja wiem i od kogo i z czem jadą!
Wstał znowu książe, na Wójta popatrzył, odwrócił się do Lasoty, i jakby odprawę dał, odezwał się do swoich.
— Na łowy nawet nie ma gdzie pojechać! Chyba z sobą cały pułk brać! Władysławowe oddziały całą okolicę zajmują. Wytknąć głowy za wrota nie mogę.
Wójt wyszedł po cichu. Ostatnia wiadomość jak piorunem go raziła. Zapowiedziani ziemianie i rycerstwo przybywali od Łoktka. — Książe oddawna już nie okazywał ochoty utrzymywania się kosztem wojny w Krakowie.
Mógł miasto wydać na łup Łoktkowi. Przerażony tem Wójt nie zachodząc do swej izby, na miasto wybiegł, zawrócił się, konia chwycił dla pośpiechu i sam jeden do Biskupa pokłusował.
Muskata lepiej od niego był zawiadomiony, na biskupim dworze trwoga panowała taka, jakby nieprzyjaciel już wkroczył do miasta.