Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

goniec zjawiał. Pobiegł ku miejscu zkąd go sykanie doszło i zobaczył całego i zdrowego powracającego Gamrota.
Przynosił on pocieszające wieści od księcia, który obiecywał się wprędce i przyrzekał, że Ślązacy precz odejść będą musieli, byle zamek potrzymał się jeszcze.
Zbudzono księżnę, do której zaprowadził Marcik posła...
Zwiastował on, że pan niedaleko już był i rychło miał dać znać o sobie. Ziemianie wszyscy znaczniejsi Sandomierscy, Krakowscy, Wielkopolski przy nim stali. Serdecznie też wiarę strzymali.
Na Ślązku Gamrot słyszał, że tam się księcia Bolesława, który zniechęcony był, z powrotem spodziewano.
Jeszcze się ta rozmowa toczyła w izbie księżnej, która ludźmi ciekawemi się napełniała, gdy na zamku od wałów, wśród ciszy nocnej wrzask się dał słyszeć straszny.
Marcik i co żyło wybiegli chwytając za oręż.
Noc nie zbyt była ciemna, w podwórzu się rozglądnąwszy, Suła ujrzał po nad tynami od strony Wisły coś poruszającego się, jakby ludzi gromadę. W jednej chwili już stanął u tynów, kędy zamkowego żołnierza dość już było.
Załoga czujna, szczególniej po nocach — cała była w pogotowiu.
Potoczyli się wszyscy ku tynom...