Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciu Opolskiemu nudziło się czekać, nic nie widząc przed sobą.
Rycerstwo obiecywane nie przybywało. Wójt, gdy naciskano, z dnia na dzień je obiecywał, a gdy przyszło je stawić, przyprowadzał kilku strwożonych biedaków z okolicy, ujętych przez się, którzy kłaniali się, bełkotali i co najprędzej precz jechali.
Wszelkie usiłowania skierowane były ku temu aby zamek wziąć — ale siłą dotąd nie ważył się książe Bolesław kusić oń.
Powtarzał ciągle, iż przybył wezwany dobrą wolą narodu, i dobijać się niczego niepotrzebuje.
Wójt spodziewał się, że Wawel podda się z głodu.
U Szeluty, gdzie się różni zbierali po cichu i ostrożnie szeptano, że z miasta wielu co Łoktkowi sprzyjali, widząc, że Ślązak waha i słabnie, nocami żywności na zamek dostarczali.
Żydzi też pomagali oblężonym. Po pierwszej trwodze na Wawelu, po kilku dniach ucierania się u wrót na języki — gdy więcej nie poczynano, otucha wstąpiła w załogę.
Księżna pewna była, że mąż ją nie opuści, a stolicy swej Slązakowi nie odda.
Wójt nawet w ostatnich czasach znacznie mniej zuchwałym się stawał i skarżył się tylko, że ziemianie go zdradzili. W istocie zaś nikt mu nic