Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Którzyż i jacy? — pytał Szamotulski.
Zmięszany Wójt zamiast odpowiedzieć wprost, począł się jąkać.
— To się okaże! — My księcia Władysława wszyscy mamy już dosyć! i wojny i ciężarów i rozbojów wojskowych po gościńcach!
Z pod oka spojrzał nań Szamotulski.
Zwrócił się do księcia.
— Wasza miłość, — rzekł — daliście się uwieść lada jakim zapewnieniom, ale łatwiej było wnijść tu niż będzie się utrzymać. Książe Władysław nadciągnie z siłą znaczną, a ziemianie za nim pójdą.
— Nie pójdą! — gniewnie zaprzeczył Wójt.
— Nie możecie wy ręczyć za ziemian, — odparł Wincenty — sprawa miasta, a nasze, nie jedne są.. Wyście niemcy przybysze, a my tu ojczyce...
Zachmurzył się książe słuchając.
Wincenty z Szamotuł tak się stawił śmiało i pańsko, iż Ślązak ani myślał go zatrzymać. Albert podszeptywał, aby go nie puszczano, bo wracając do Poznania popłoch rozniesie, lecz Ślązak nie chciał sobie ziemian narażać i puścił go wolno.
Po krótkiej rozmowie tej wielkopolanin na koń siadłszy do swojego orszaku wprost, niezatrzymując się w mieście, podążył i natychmiast za wrota wyruszył.