Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który tej nocy oka nie zmrużył. I on też spokoju nie miał i snu nie próbował nawet.
Chociaż trzymali z sobą i Hincza się liczył do przyjaciół Alberta, nie ufali sobie wzajem, i nie bardzo się lubili.
— Wiecie co się na mieście dzieje? — zapytał wchodząc Keczer.
— Żołnierze w nocy pili i dokazywali — nie mogło być inaczej — odparł Wójt. — Cóż dziwnego?
— Słyszeliście ile kramów odbito i złupiono? ilu trupów na ratusz zaniesiono? U Zebiusa na tysiąc grzywien szkody... Panko Wanczos zabity.
— Chcieliście, — zawołał unosząc się Wójt — aby was uwolnienie z pod katowni Łoktka nic nie kosztowało? Darmo nic nie przychodzi!!
— Ale nam może przyjść bardzo drogo, — odpowiedział Keczer.
Albert oburzony tą wymówką rzucił się. W tem do drzwi inni ze skargami i płaczem zaczęli szturmować. Veit dowódzca Viertelników stawił się z głową rozpłataną, krwawą chustą okrytą. Zniecierpliwiony Wójt unosił się, łajał, groził, nie chciał słuchać nic i pędził przychodzących bez litości.
Tym czasem Biskup, jak wczoraj przyrzekł, wybrał się na zamek do kościoła, w istocie do księżnej. Krucyfer jego szedł przodem, kapituły