Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

właśnie dowiedzieć się, o wrzawie, którą posłyszał, gdy mu Ślązaków zwiastowano.
Zbladł i przystanął chwilę nie pewien siebie, lecz człowiek był serca wielkiego i ducha nie stracił. Zaczął wydawać rozkazy i po zbroję posłał pacholę.
Wrota były już zaparte.
Od miasta coraz groźniej szumiało.
Kilku żołnierzy z załogi, których najazd zastał w mieście przybiegło do furty, prosząc się, aby ich wpuszczono, bo się niewoli obawiali. — Otwierać im było niebezpiecznie. Spuszczono linę z drążkiem i tak ich na górę wciągnięto. Ci już umieli rozpowiedzieć o tem na co patrzali.
Gdy Ślązacy się zbliżyli, wszystkie wrota zastali na oścież otwarte. Wójt naprzeciwko księcia Bolesława Opolskiego wyszedł ze swojemi mieszczanami, w orszaku wielkim, do nóg się księciu pokłonił, oddając Kraków jako panu i władzcy. Niektórzy tylko z mieszczan poukrywali się i domy pozawierali — ale tych mało było. Znaczniejsza część po niemiecku wołała, ochotnie i radośnie przyjmując Ślązaka.
Na ratuszu nawet zgotowane było przyjęcie i wino, gdzie wszystkich kto chciał ugaszczano.
Żołnierze niektórzy i Jurga na oczy swe to widzieli...
Miasto więc było stracone, bo z opowiadania wnosząc, siła księcia Bolesława była tak znaczna,