Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 128.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bra była i tęga tak, że zaraz we łbach zaszumiało.
Marcik poczuł łamanie w kościach, co było podług niego dobrym znakiem, iż mu czucie powracało bo wprzódy jak drewno był.
Zbrożek mniej pił, bo jak powiadał, słabą miał głowę.
Krzepili się tak jeszcze, gdy już z zamku towarzysze Suły nadbiegać zaczęli z radością wielką, bo go kochali wszyscy, przynosząc mu tę wieść, że księżna z ocalenia jego bardzo rada była i przykazała na zamek przenieść, aby w mieście złym ludziom znowu nie popadł w ręce.
Wszyscy w zamku mówili o tem głośno, że nie kto inny, tylko wójtowi słudzy sprawcami być musieli. Szeptano o tem u Szeluty, dodając, że książe pewnie na mieszczanach mścić się będzie.
Rajcy miejscy i starszyzna klęła się, że o niczem nie wiedziała.
Wysłani z zamku, prawie gwałtem wzięli od Kanczorki Sułę, a że, mimo miodu o swej sile iść nie mógł jeszcze, bo nogi odrętwiałe wlókł za sobą, wynieśli go na rękach, a potem po wojskowemu płaszcz między dwoma końmi rozwieszony, na nim go złożyli i podtrzymując na Wawel prowadzili.
Zbrożek też dał się namówić i szedł za nim.
Na Wawelu dopiero dowiedział się Marcik, że wczorajszego wieczora Kursor przybiegł od gra-