Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiecie co — odezwał się na łokciu opierając, na wpół do Zbrożka, na pół do dziewczyny — takim się czuję słabym, że chybabym starego miodu się napił!
— A ja, choć nie słaby, do miodu też stanę, — rozśmiał się Zbrożek.
— Jak mnie mecha we środku lepiej zagrzeje, a po kościach pójdzie — może wstać będę mógł, — dodał Suła.
Spojrzeli oba na Kaśkę, która śmiejąc się paciorki sobie poprawiała — skłoniła główką na znak zgody i pobiegła po miód. A na progu stanąwszy, odwróciła się do nich wołając.
— Dam takiego że trupa by wskrzesił! Po nim Gołasz, co ma lat więcej siedmdziesięciu, śpiewa i gotów w umizgi iść!
— Takiego dawaj! — krzyknął Marcik.
Dobra myśl wracała. Tuż ze Zbrożkiem pobratymstwo sobie przysięgli na wiek wieków; a Suła dodał:
— Zemrę-li bez potomstwa — Wieruszyce ci moje oddam!
Śmieli się i ściskali a całowali.
Na znak drużby zaraz hełmy z sobą pomieniali; Suła byle na zamek chciał zaraz przyjacielowi jedyny łańcuch, jaki miał na niezabudź darować.
Przyniosła Kaśka mechę, która w istocie do-