Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ot tu — ot jest! jak Bóg miły! poznaję — Wierzba stoi!
Jurga z innemi do drzwi się rzucili. —
Szopka była na błoniu do miasta należąca, w której viertelnicy siano dla koni chowali i różny sprzęt swój, dobrze zbudowana z drzewa i na kłodę zamknięta.
Nie było sposobu otworzyć, musieli wrota łamać — choć mogli z tem biedy napytać. Ludzi dosyć było, wzięli się razem do kłody nie pytając, i odbili.
W środku ciemno było. Jurga pierwszy wskoczył wewnątrz, szukając, patrząc, i wnet krzyknął, bo pod nogami ujrzał jakby jakieś zwierzę ogromne, które się słabo poruszało.
Dopiero ochłonąwszy ze strachu dojrzał, że coś żywego było opończą obmotanego. Lękali się rozwijać, bo licho wiedziało, co tam siedzieć mogło, aż jeden noża dobywszy sukno przeciął, i w środku zobaczyli związanego człowieka. Jurga po odzieży poznawszy swego pana, padł na kolana przy nim.
On co to był. Leżał już tylko żyw z gębę zakneblowaną, siny, z żyłami naprężonemi na czole, nie mogąc się ruszyć, bo ręce i nogi miał powrozami pokrępowane...
Wszyscy jak jeden ze zgrozą i radością krzyczeć zaczęli, a Zbrożek, który więcej od nich miał przytomności, wziął się co żywiej