Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 119.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i bławatów, — słysząc, jak u Szeluty rozpowiadano o Marciku — bacznie bardzo przysłuchiwać się począł.
Zbrożek z Brzega, chłopak był ledwie pod wąsem, krew prawa, stara, ziemiańska, gorąca. Wyrosły jak dębczak, w ramionach krzepki jak żubr, zdrów, z okiem strzelistem, wesół, rad życiu — ciekaw był wszystkiego...
Przysłany po raz pierwszy do Krakowa, dla wyprawy siostrzynej i przyborów do wesela — że nigdy na takich godach miejskich nie bywał, jakie tu znalazł, nie mógł wytrzymać, aby wszędzie nie zajrzał i każdej rzeczy, dla siebie nowej — nie spróbował.
Więc i po gospodach i gdzie gędźby słychać było, a wesele — cisnął się rad. O znajomości w Krakowie nie było trudno. Jeden go mieszczanin zaprosił na ucztę, drugi na zrękowiny córki. Tam niewiast napatrzył pięknych — a zalotnych jak Greta, ówdzie ludzi dobrej myśli. Czas mu wesoło schodził w mieście i nad Pilicę nie spieszno było... Gdyby ojciec pytał, miał gotowe tłumaczenie — że koń zakulał.
Był człek, choć po młodemu rad się zabawić, razem też wielkiego serca.
Gdy u Szeluty Jurga i czeladź zamkowa rozpowiadać zaczęła — iż pan ich zginął z ulicy Rzeźnickiej, wyszedłszy od wdowy — Zbrożek pilno ucha nadstawił.