Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 117.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem!! — grzmiącym głosem zawołał Wójt. — Jam Wójtem nie głupich spraw takich! Znaliście tego ciurę. — Chodził po mieście, aby nasze tajemnice podsłuchiwać a na zamek je wynosić! — Jeźli go gdzie porąbała hałastra — co to do mnie należy? — Ma, na co zarobił.
Coraz gniewniej poruszało się łono, — dyszała pierś podrażnionej niewiasty, — obojętność Wójta gniew jej wzmagała.
— Tak! wołała — was to nic nie obchodzi! — Wy nie wiecie nic! — a wiedzieliście kto był i co robił. — Nie na rękę wam był — nie! — Na zamku nikogo nie posądzą, tylko was. — Macie tam już wrogów, przyczynicie ich sobie więcej. — Czy z tem wam kiedyś dobrze będzie?
Rozśmiała się. — Ja nie wiem! — Albert urągając się, — odwrócił do niej.
— O mnie głowę miejcie spokojną! — rzekł. Byle miły wam żołnierz się znalazł, — a ja go wam nie dam, ni żywym, ni trupem, — bo go nie mam!
I drzwi jej wskazał.
Greta pożegnała go wejrzeniem tylko, drzwiami za sobą cisnąwszy, — wyszła. — Albert długo patrzał za nią, zadumał się i spiesznym krokiem wybiegł do izby, w której czekali zawsze pachołkowie.
Na zamku o Marcika niepokój był wielki. — Wiedzieli wszyscy, iż miał sobie zwierzone nad