Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się zwrócił dla uniknięcia kałuży, którą postrzegł świecącą we mroku, gdy zdało mu się, iż prawie oddech ludzki przy sobie poczuł tuż blizko. Nim miał się czas odwrócić, nagle ręce mu w tył wyłamano obie, usta zawiązano chustą i już powrozami pętano za nogi.
Bezsilny rzucił się, targnął pęta z całej mocy, aby je zerwać — ale ci co go pochwycili tak byli zręczni i silni, iż na ręce go porwawszy, opończą wielką owinęli całego o mało nieudusiwszy i nieść poczęli szybkim krokiem.
Oczy miał zasłonięte, usta zawiązane, ręce skrępowane postronkami — był więc w mocy napastników i bronić się im nie miał sposobu.
Przyszły mu na myśl i obawy Grety i powieści owe o lochach, o studni, tajemnych morderstwach Wójta Alberta; nie spodziewał się więc już dobyć z rąk oprawców, czując się zemsty ofiarą.
Westchnął tylko do Boga o duszę swą, pomyślał o ojcu i matce, obraz Grety przesunął mu się przed oczyma — czekał końca.
Niesiono go spiesznie, ale już zmiarkować nie mógł ani w którą stronę, ani jak daleko. Okryty i związany powietrza nawet koło siebie nie czując — leżał na pół bezprzytomny.
Ludzie niosący miotali się, rzucali, biegli, stawali — nagle ścisnęli się, głowa jego uderzyła o coś twardego i rzucono go o ziemię.. Słyszał