Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 109.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i kapelana jadącego z łaską nie dopuścić. Greta przy swem stała, że Marcik powinien był znaleźć sposób ratowania tego, który z jego przyczyny cierpiał.
Kara w ten sposób domierzona na Gamrocie, była jakby wyzwaniem zamku. Albertowi nie zupełnie się powiodło, lecz pewnym był, iż pobity nie wyżyje.
I zginąłby pewnie marnie, gdyby nie kanonik Racław, który wprędce przybywszy, przy sobie go opatrywać kazał, rany zalewając balsamami, które on jeden miał. Krzyczał przewracany z boku na bok poraniony Gamrot, zaklinając by mu spokojnie umierać dano, ale go nie słuchano.
Obwiązanego potem ludzie zanieśli do izby na zamku, gdzie Marcik wziął go pod opiekę.
Pozostawiwszy tu Jurgę swego, Marcik wybrał się, choć nad wieczór do Grety, chcąc się przed nią wytłumaczyć ze wszystkiego i donieść, że Gamrota miał nadzieję przy życiu utrzymać.
Źle go wdowa przyjęła, napadłszy nań z pięściami u drzwi, co zniósłszy Suła opowiedział jej jaki spisek był uknuty, aby ich niedopuścić do ratusza.
Uspokoiła się słuchając, ale odgrażała przeciw Wójtowi i jego pomocnikom okrutnie a Marcik jej w tem pomagał.
Oboje razem łając i przeklinając zasiedzieli się do późna, i Suła się nie opatrzył, gdy noc