Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zorcę i viertelników przekupić, aby go dopuścili choć się rozmówić z więźniem, żadną jednak ofiarą wymódz tego na nich nie mógł. Obawiali się Alberta.
w chwili, gdy Marcik ubezpieczony już się może najmniej złego spodziewał, żyd Lewko dał mu nagle znać rano, że dnia tego Gamrota sądzić i natychmiast kaźnić miano. Nie tracąc chwili biegł Marcik na ratusz kapelana księżnej, ciągnąc za sobą — ale Wójta rozkazy, a posłuszeństwo ławników i urzędu miejskiego sprawiły, że gdy w skok na rynek przybiegli, znaleźli na nim takie zbiegowisko, tłum, wrzawę, ścisk, iż im się przebić było prawie niepodobna.
Kapelan Stanko, który dla pośpiechu konia dosiadł i Herolda pańskiego wziął za sobą z chorągwią, choć kazał nią powiewać, trąbić i wołać, ani go słuchano, ni spojrzeć nań chciano.
Łakoma zawsze krwawych widowisk, ciżba falą ogromną na rynek się wylała, którego środek tylko pozostał próżnym.
Widzieli zdala, jak z rękami wtył związanemi, wyprowadzili pachołkowie biednego Gamrota, za którym tuż szedł kat Gregor z rękawami zakasanemi i pękiem rózg w ręku. Dwóch oprawców smagało już krwawe plecy jego i pędziło winowajcę, który, jak ludzie mówili, skazany był pod rózgami obiedz trzy razy rynek do koła, nimby ostateczna kara na nim dokonana została.