Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pod nosem waszym frymarczy wami — a wyście ślepi i głusi...
Dobrego wam pana Pan Bóg dał, który wszystko, co Czarny darował, strzymał. Pokoju pod nim zażywacie — a tego wam mało!
Zdumieli się trochę słuchający tym wybuchem, nierozumiejąc co znaczy. Greta próżno znaki mu dawała, aby milczał, — piwo szumiało w głowie.
Tym czasem pomiędzy gośćmi nie wszyscy pewni byli i jednej myśli. Marcik śmiało bacząc na to, prawił śmiało.
— Wójt, jak Wójt, — mówił — sam by on nic nie znaczył, ale ma swoich, którzy mu pomagają.. i zda się im, że naszego pana tak się łatwo pozbyć jak drugiego! Byle się nie zawiedli, a drogo tego nie przypłacili!
Wszyscy milczeli, — Suła mówił rozochocony.
— Słyszałem ja raz gadkę jedną, którą by panu Albertowi nie wadziło powtórzyć. Szedł raz człek niosąc na plecach kupione mięso, aż mu się na drodze nadarzyła grusza, na której był owoc dojrzały. Myśli tedy sobie — wlezę na nią i nabiorę do torby. Położywszy więc mięso na ziemi, nuż się drapać na gruszę — tymczasem pies przyskoczył i mięso pochwycił. Spiesząc z drzewa łakomiec spadł i kości jeszcze połamał.. Aby tak i drugim nie było, którym się gruszek chce, choć mięso mają.
Niektórzy ze słuchających śmieli się bajce ra-