Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leżąc na ziemi. — Mógł się tak zbliżyć, iż kawałkami rozmowę jej pochwytał. Mówili o drodze do Ołomuńca, i o trakcie, na który się wybierać mieli, bo wielkim gościńcem pan jechać nie chciał.
Tego już dość było dla Marcika, aby się upewnił, że z Czechami zdradę knuto, nie potrzebował dowodów więcej.
Do miasta powracać za późno było, postawszy czas jakiś, wrócił do konia i zwolna ku gościńcowi kierując, postanowił gdzie na błoniach przenocować, bo po zawarciu bram do Krakowa się już dostać nie mógł.
Rad był, że nie jeździł darmo, a choć chłodna noc do kości go przejmowała, pokłusował nazad wesoło.
Na gościńcu już jakby niewiedzieć zkąd jechał, nagonił i dotarł do powracającej Wójtowej czeladzi.
Posłyszawszy za sobą tentent konia, ludzie się trochę ulękli i chwycili za obuchy bojąc się napaści jakiej, gdy Marcik ich raźno pozdrowił, i — jakby się obłąkał, o drogę pytać począł. Udawał nieświadomego sługę jednego z panów mieszkających w Krakowie, którego za potrzebą jakąś wysłano.
Czeladź wójtowa drwić z niego zaczęła. Jechali tak razem. A że pachołkowie do karczemki miejskiej na nocleg dążyli, Suła się do nich uwią-